środa, 3 maja 2017

Od Venadii "Poranne polowanie"

Błogą ciszę przerwało dudnienie porywistego wiatru. Choć była już zielona wiosna silny wicher nie daje dolinie Duskendale spokoju. Gdy pierwszy raz tam przybyłam była chyba zima... Tak, była to mroźna pora roku. Nieustanne śnieżyce oraz przeszywajacy chłód mroziły mi łapy i nie pozwalały mi przedostać się do jakiegokolwiek schronu. Teraz leżałam w ciepłej, zamszonej jaskini i rozmyślałam nad przeszłością. Znów huk. Coraz to częściej zefir dawał się we znaki. Zmuszona przez hałas powoli wstałam i rozciągnełam się. W jaskini panowała pustka, co oznaczało, że Kaien poszedł na swą pierwszą przechadzkę po rozległej dolinie.
Jama w środku była szeroka, lecz także przytulna. Gdyby jednak nie milutkie legowiska z mchu nie różniłaby się praktycznie niczym od innych duskendaldzkich schronów. Z lekkością ruszyłam przed siebie w kierunku wyjścia. Gdy zbliżyłam się do otworu skalnego jasne promienie wiosny mnie oślepiły. Mimo iż mieszkałam w Duskendale od paru tygodni, nadal nie przywykłam do ciepłej pogody oraz słońca na niebie. Wcześniej wychodziłam z podziemnych tuneli jedynie od święta. Było to dawniej konieczne ze względu na długą podróż wśród rozległych miast ludzi. Pochłonięta dawnymi wspomnieniami mało nie udeżyłam w jedną z wilgotnych ścian. Otrząsnełam się z zadumy i dalej ruszyłam na obchód.
Wokoło przyroda rodziła się do życia- ptaki budowały gniazda, drzewa "ubierały się" w białe kwiatki a iglaki dumnie spoglądały na krainę z wysokości. Opóźniona wiosna impulsywnie wkraczała do akcjii. Ziemia pod łapami była wilgotna oraz ciepła zaś delikatna trawa już zaczeła na nowo kiełkować z ciemnej ziemi. Owy widok odrodzenia Duskendale był przepiękny i zachwycający.
Nagle poczułam narastający głód- nie jadłam od dwóch dni, więc w sumie nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Instynktownie rozejrzałam się za nie dużą ofiarą, lecz w środku lasu było to ciężkie. Zielone liście i silne gałęzie skutecznie pełniły swe funkcje- maskowały zwierzęta. Nadal głodna ruszyłam stanowczo na niewielką polanę za rzeką. W tym czasie stwierdziłam, iż czas nieubłagalnie się dłuży nawet jeśli idziesz polować. Po nudzącej drodze do zielonej łąki i łatwej przeprawie przez krętą rzekę dotarłam na miejsce. Mokrymi łapami stanełam na trawie oraz innych marnych roślinach i otrzepałam się z zimnej wody. Widocznie nadal nie nagrzała się pod wpływem wiosennego słońca. Spojżałam przed siebie. Potężne jelenie wraz z delikatnymi sarenkami spokojnie pasły się w oddali. Nie spodziewały się żadnych polowań ani gonitw tego dnia. Pierwotnii mieszkańcy krainy Duskendale dobrze pamiętali kiedy i gdzie polują ludzie. Jednak wilków czy wilkorów nie przewidzały na tej ziemi.
A jednak pojawiły się tu te jakże potężne drapieżniki i właśnie zakłócały ich spokój. Widok bezbronnych stworzeń działał uspakajająco, lecz otrząsnełam się po paru minutach bezczynnego wypatrywania ofiary.
- Nie po to tu przyszłaś Ven...- szepnełam sama do siebie i zaczełam na poważnie szukać słabszych osobników w stadzie. Uwielbiałam mówić sama do siebie. Dawnie uznawałam to za conajmiej dziwne, jednak teraz, kedy odkryłam moc słów, lubiłam czasem porozmawiać sama z sobą. Nie były to oczywiście kłótnie, lecz spokojne rozmyślania.
Udało mi się dostrzec młodego jelonka- dałabym mu z rok. Miał marne poroże i chude nóżki a do tego stał z dala od innych zwierząt. Obrałam cel i powoli podeszłam na odpowiednią odległość aby móc zacząć się skradać. Młodziak niewzruszenie skubał trwę, ja zaś byłam coraz bliżej śniadania. Szybka akcja - rzuciłam się na ogiarę wgryzając się w szyję. Zwierz spłoszony popędził przed siebie- ja za nim. Na moje szczęście był ranny, ale nadal poruszał się z niebywałą gracją. Pare zwrotów akcjii. Jak to się mówi "Raz na wozie, raz pod wozem". W ostatecznym starciu udało mi się dobić jelenia, przyznam że z trudem. Polowanie w pojedynkę jest ciężkie, lecz mój Beta zniknął gdzieś w dolinie, zaś ja potrzebowałam śniadania natychmiast. Przyjżałam się memu posiłkowi. Bezwładnie leżał na ziemi z zakrwawioną szyją i zadem oraz przegryzioną tchawicą. Ostateczny cios w mgnienu oka powalił go. Teraz jedynie patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Nie chcąc dalej przyglądać się jedzeniu, zabrałam się do posiłku. Nie będę opisywać jak smakował- jeleń to jeleń, żadna różnica czy jesz go rano czy wieczorem, z przyjaciółmi czy samemu. Był dobry. Po zjedzeniu chciałam już zabrać się za poszukiwanie Kaien'a lecz moją uwagę przykuł wilk biegnący w moją stronę.

678 słów - 15pt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz